Ostatni wpis jaki zamieściłam był na koniec 2015 roku wtedy walczyłam o życie dla ojca który umierał na raka płuc. Teraz ten czas wspominam jako krótki i bardzo stresujący nie wiedziałem co jutro przyniesie. Przestałam się uśmiechać i pracować w pracowni z takim zaangażowaniem jak kiedyś. zatrzymało się wszystko za wyjątkiem zegara który tykał ojcu coraz głośniej .
Praca w sklepie , bieganie po lekarzach i namawianie ojca by chciał się leczyć . Był zmęczony życiem i chorobą . Mimo, że czuł się kiepsko leki nie brał , jak z dzieckiem. Dużo agresji żalu o wszystko i pretensje , które przyjmowałam w ciszy biorąc do siebie każde oskarżanie .
Nawet nie wiecie ile dostałam wtedy od losu bagażu , ale nie wiedziałam ze przede mną gorsze są dni. Ojciec 3 miesiące zył ze świadomością raka, i nagle guzy w mózgu odcięły go , powoli umierał Hospicjum odmówiło mi przyjęcia go , to nie jest pacjent z rejonu , i oczywiście on ma rodzinę . A najbardziej bolesny fakt ze on JUŻ UMIERA!. Nikt nie zapytał się czy jestem gotowa . Musiałam przyjąć to do wiadomość . 11. grudnia 22:40 2015 umarł ojciec . Od tego dnia umarło we mnie dziecko, które żyło w świadomości ze jest ktoś kto je obroni i pomoże . Zostałam sama i tysiąc problemów które były nie dokończone . Ojciec do końca życia był sprawny , wyprał wszystkie swoje rzeczy , umył naczynia ugotowany był obiad . Patrząc z perspektywy czasu to jakby pojechał na ryby i jeszcze nie wrócił . Dziś już ponad 3 lata , a ja nie wyrzuciłam niczego z jego rzeczy.
Oczywiście śmierć ojca to nie wszystko, jak mówią ze nieszczęścia chodzą parami to racja .
Umowa o pracę dobiegała końca w październiku 2016 , nie spodziewałam się ze zostanę bez pracy. wypowiedzenie otrzymałam 5 min przed wyjściem na urlop , na który się cieszyłam i potrzebowałam odpoczynku .
W takim momencie był to kolejny cios , bo pracowałam w miejscu w którym czułam się jak u siebie dbałam o ludzi i interes szefowej. Tak 6 lat , skończyło się ....i czekałam na kolejny etap .
Chciałam się poskarżyć komuś , ale nie było takiej osoby . po prostu musiałam sama poukładać swoje puzzle ale nie potrafiłam sobie poradzić. psycholog i kilka miesięcy pracy ze mną pozwoliło wstać na nogi. To nie była moja wina , choroby i kryzys w związku to zawsze jest przyczyna braku zrozumienia i umiejętności rozwiązywania kłopotów na co dzień. Chciałam czuć się silna i bezpieczna , marzyłam o rozwodzie i poczuciu wolności . Bo zabijał mnie ciągłymi pretensjami ze żyję ze męczę go. Ze niczego w życiu nie osiągnę i niczego sie nie dorobię. TAK, jego obecność pogłębiała moją depresje . rozwód był 2017 roku (20 lat małżeństwa) uwolniłam się.
Moje życie mimo ze tyle się wydarzyło , biorę jako naukę by wyciągnąć wnioski. pragnę zmian i szukam takiego szczęścia które doda mi skrzydeł , przyniesie dobra pracę i zarobki . Pozwoli spać spokojnie i uśmiechać się analizując co wspólnie stworzyliśmy
MAM OGROMNĄ OCHOTĘ SPRÓBOWAĆ BYĆ SZCZĘŚLIWĄ.